piątek, 22 lutego 2019

Książka


DE-LI-KA-TE-SY – wypowiada powoli i wyraźnie Dziewczynka patrząc w górę na wielki napis nad wejściem do sklepu.

- Skąd wiesz co tam jest napisane? Kto ci powiedział? – pyta z uśmiechem Babcia.

- Sama przeczytałam – mówi z dumą Mała.

- Ach tak, w takim razie jak wrócimy musisz mi coś poczytać.

        W domu, ku babcinemu zdumieniu, pięciolatka mozolnie sylabizując odczytuje nagłówki w gazecie. 


        Mija parę miesięcy. 
 

Za oknem zima, dzień, w którym do dzieci przychodzi św. Mikołaj.  Dziewczynka jak mały kotek śpi po obiedzie pod ciepłą pierzyną w babcinym łóżku stojącym niedaleko okna. Wiadomo przecież, że skoro stamtąd Mikołaj zabiera listy, to pewnie i tą drogą wchodzi z prezentami.  Albo ewentualnie kominem. Nigdy nie wiadomo.


            Mała budzi się i czuje, że coś jest inaczej. Poduszka, na której śpi wydaje się podniesiona z jednej strony. Przy łóżku stoją Mama i Babcia. Oczy im się śmieją, choć zachowują obojętne miny. Dziewczynka porusza się i słyszy szelest wyraźnie wydobywający się spod poduszki. Sięga tam rączką… jest! W czasie gdy spała, odwiedził ją św. Mikołaj!! Gwałtownie siada na łóżku i wydobywa wielkie zawiniątko w szeleszczącej przezroczystej folii, a tam… skarby! Duża czekolada mleczna Wawel wraz z małymi czekoladkami, których opakowania tworzą bajkowe historie. Wielkie, pachnące pomarańcze z grubą skórką o białym miąższu, który lubi wyjadać, malutka pozłacana rózga, tak na wszelki wypadek, i…


            Do dziś pamiętam szelest sztywnej przezroczystej folii i wielką, czerwoną wstążkę, którą była związana. Pamiętam zapach tamtych pomarańczy i czekoladek jakbym dopiero je wąchała. Ale najbardziej…najbardziej pamiętam swoje zaskoczenie, niedowierzanie i zachwyt, kiedy moim oczom ukazała się ona – wielka, dorosła KSIĄŻKA w twardej, szarej oprawie, z rysunkiem na okładce, wykonanym ołówkiem a może piórkiem, przedstawiającym słonia i siedzącego na nim myśliwego. Och, od razu przytuliłyśmy się do siebie, wdychałyśmy swój zapach i poznawały dziecięco-książkowymi zmysłami.


Tytuł głosił; W PUSTYNI I W PUSZCZY. Autor; HENRYK SIENKIEWICZ. Dedykacja; Grzecznej Moniczce od Św. Mikołaja. I data.


            To grudniowe popołudnie wiele, wiele lat temu wywarło wpływ na resztę mojego życia. 

            Zakochałam się w książkach. 


Jako dziecko lubiłam spać z moją babcią, która musiała przed snem „włożyć oko do książki” i często czytała mi je na głos, omijając pewnie fragmenty niestosowne dla dziecka. Czytano mi też  przy jedzeniu – nie wiem czy to pedagogiczne, ale ogromnie przyjemne. A może tylko wtedy mogłam spokojnie usiedzieć przy stole, bo ciągle gdzieś mnie gnało?


Mało pamiętam z tamtego okresu książeczki dla dzieci czy bajki. To wszystko było jakoś później. Uwielbiałam za to wiersze dla dzieci Ewy Szelburg-Zarembiny i Juliana Tuwima. Znałam na pamięć niemal wszystkie. Nawet dziś pamiętam niektóre fragmenty.


Ale najważniejsze, ukochane stało się „W pustyni i w puszczy”. Ta mała dziewczynka, w wieku niespełna sześciu lat, samodzielnie przeczytała swoją pierwszą w życiu książkę. Przypuszczam, że z niewielką pomocą ukochanej Babci. 


I tak to się zaczęło – moja miłość do książek, o które zawsze instynktownie dbałam jak o najlepszych przyjaciół, moja miłość do czytania, potem i do pisania. Ukochanie słowa. Ukochane słowa. Nie, nie zgubiłam żadnej literki :)


Nie wyobrażam sobie życia bez książek. Do dziś lubię, kiedy ktoś mi czyta :). Sama czytam dużo i bardzo dużo.  Nadal lubię je tulić i wąchać. 
  

 I muszę przed snem włożyć oko do książki :).





Tyle słów, tyle światów, tyle żyć i przeżyć. Bogactwo nieprzebrane. 


                                Dziękuję Ci, Książko. 




P.S. A jaka jest Twoja ulubiona książka, Świecie miły? Jaka pierwsza?  Czy też lubisz czytać? Chętnie się dowiem.

7 komentarzy:

  1. Książka o której myślę najcieplej to "Dzieci z Bullerbyn". Największe wzruszenie - "Król Maciuś Pierwszy". Największa ciekawość - "Tajemniczy Ogród". Najfajniejsza podróż - "W pustyni i w puszczy". Najciekawsze wędrowanie - "Czarnoksiężnik z Krainy Oz". Największy smutek - "Miś zwany Paddington"

    OdpowiedzUsuń
  2. i jeszcze najpiękniejsze ilustracje. Jan Marcin Szancer "O Krasnoludkach i Sierotce Marysi" Marii Konopnickiej.

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj, tak! "Dzieci z Bullerbyn"! Też przepadałam :). A "Rogaś z doliny Roztoki"? Pamiętasz? Choć to wszystko moje książki późniejsze. Nie pamiętam o czym była "Bułeczka", ale wiem, że bardzo przeżyłam jej lekturę. "Calineczka", pamiętam śliczne ilustracje. No i "Ania z Zielonego Wzgórza". No i przygody Tomka Wilmowskiego. DeDe, musimy o tym porozmawiać... :)

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja jeszcze ciepło wspominam "Dzieci z Leszczynowej Górki". "Tajemniczy ogród" i "Calineczka" - oczywiście! No i przepiękna chociaż smutna baśń Andersena "Mała Syrenka"...
    P.S. "Bułeczka" była o dziewczynce ze wsi, zagubionej i źle traktowanej w dużym mieście. Też przeżyłam tę lekturę, bo od zawsze miałam wrażliwość na nierówności i krzywdę. Pozdrawiam Cię, Moniczko

    OdpowiedzUsuń
  5. Zapomniałam się podpisać. Ela

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) Dziękuję za Twoje wspomnienie. Ściskam :)

      Usuń
  6. "Przy kominie o szarej godzinie" a wcześniej "Plastusiowy pamiętnik". Wy, dzieciaki, tych książeczek nie pamiętacie.
    Pozdrawiam Mała!

    OdpowiedzUsuń